.. Pomyślałem, że ktoś tańcząc przypadkowo musnął moje ramię. Bawiłem się dalej, ale gdy znów mnie ktoś dotknął, odwróciłem się. Nie lubię, kiedy ktoś przerywa mi daną czynność, a zwłaszcza tańczenie, dzięki któremu uciekam od głupiej monotonii mojego życia. Przez migające, dyskotekowe światła, nie widziałem dokładnie osoby stojącej przede mną. Oczywistym faktem, było to, że jest to kobieta. Jej błyszcząca sukienka raziła mnie w oczy. Zmrużyłem powieki, badając ją wzrokiem, od stóp do głów. Przyznam, że jej piersi zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Dekolt miała o wiele za duży, ale osobiście nie narzekam, bo ten u góry, którego moja współlokatorka ubóstwia, hojnie ją obdarował.Przyłapałem się na tym, iż moje ślepia zerkają tam gdzie nie powinny.
- Jack - nagle zaczęła przekrzykiwać tłum, wciąż patrząc na mnie - Musimy iść, taksówka czeka.
Uśmiechnąłem się patrząc na niewinną brunetkę.Jej loki wyszły zza ucha. Powstrzymałem się, żeby je poprawić. W tamtym momencie, przy zmianie piosenki na wolniejszą, światła zrobiły się jaśniejsze. Rozświetliły twarz brunetki tak, że oniemiałem z wrażenia. Była przepiękną kobietą. Zaschło mi w ustach. Oblizałem spierzchnięte wargi i zacząłem się zastanawiać, czego ode mnie chce. Byłem przyzwyczajony do tego, że na takich typu imprezach, ludzie mnie z kimś mylą. Zazwyczaj jestem podobnie ubrany do kogoś kogo szukają albo to taki tani podryw. Z nią było inaczej.Ta nie wiele niższa ode mnie istotka patrzyła wprost w moje oczy i jeszcze nie zorientowała się, że ja to nie żaden Jack. Chciałem poczekać, aż w końcu się skapnie, ale wyglądała na dosyć zawziętą.W sumie nie miałem nic innego do roboty. Postanowiłem się z nią trochę pobawić.
- Dobra, chodźmy - powiedziałem i wyszedłem z klubu za dziewczyną, która myślała, że jestem jej Jackiem...
*Hailey's POV*
Po porannej mszy wróciłam do domu. Wchodząc do środka, czuje jakiś dziwny zapach. Od razu zaczynam się bać. Pospiesznie zdejmuje kurtkę i trampki.Dawno nie czułam nic takiego. To...jedzenie. Właściwie od kilku dni nie jadłam nic konkretnego. Wstąpiłam a to na kebaba, raz do chińczyka. Mc Donald omijam szerokim łukiem. Za to moja mama gotowała naprawdę dobrze,pewnie nadal gotuje... Czasem mam ochotę do niej wrócić. Zwyczajnie usiąść do stołu i zjeść taki domowy obiad. Jej specjalnością był gulasz z kaszą gryczaną. To było danie, którego nigdy nie odmawiałam.Mimo wszystkich jakiś głupich diet, mojej jednodniowej fazy przejścia na wegetarianizm zawsze jadłam to co gotowała. Była moim Gordonem Ramsayem. Kuchnia była jej królestwem, a ona królową. Ciężko wzdycham i ogarnięta tymi wspomnieniami idę do kuchni. Widzę Justina tańczącego w rytm muzyki lecącej z radia. Opieram się o framugę i uśmiecham lekko. Jego ulubiona stacja radiowa. Patrzę na tego głupka, który stoi do mnie plecami. Kręci biodrami i ręką miesza coś w garnku.Ten dwudziestoletni mężczyzna ma dziewczynę. Gdybyście półtora roku temu, zapytali go o związki, zapewne zaśmiałby wam się w twarz. A teraz? Teraz przyglądam się jak bardzo duży kłopot sprawia mu czytanie przepisu i dosypywanie przypraw do garnka w tym samym czasie. On gotuje pierwszy raz w mieszkaniu, w którym mieszkamy prawie 4 lata. Śmieje się pod nosem. Dlaczego mam wrażenie, jakby stał mi się obcy? Jakbym przespała kilka miesięcy mojego życia, a w tym czasie ktoś tak mocno w nim namieszał. To nie przypadek, że ja jestem sama a Justin jest zajęty. Ja nie wierzę w przypadki. Nie chodzi o to, że On będzie teraz kogoś miał. Chodzi o to, że będę sama. Nie ma czegoś takiego jak związek i przyjaciele. Gdy byłam z nią, to było zupełnie coś innego. Justin całe weekendy spędzał w klubach, a później lądował w łóżkach przypadkowych, napalonych dziewczyn. On nie chciał uczestniczyć w moim życiu, odsunął się na bok. Uważał, że dzięki temu, będę szczęśliwsza. Okej, byłam, ale to nie trwało długo. Zaczęło mi go brakować. Chciałabym, żeby on też to wszystko przeżył, bo właśnie to jest prawdziwa przyjaźń. Albo masz prawdziwego przyjaciela, który jest i będzie z Tobą mimo wszystko, albo nigdy go nie miałeś, proste. Widzę, jak zdziwiony moją obecnością aż podskakuje z wrażenia.
- Aż taka jestem straszna? - prycham podchodząc do niego- Może Ci pomogę?
- Nie, dziękuje. - uśmiecha się słabo i wyjmuje z szafki trzy talerze.
- Trzy?
- Tak, trzy.
Słowo ''trzy'' podkreślił tak dobitnie, że od razu domyśliłam się, kto będzie naszym dzisiejszym, gościem. Wzdycham siadając. A więc to dziś. Zerkam na Biebera, który wciąż walczy doprawiając danie. Boję się. Nie chce poznawać nowych ludzi. Nie chcę zmian. Chce tylko moją Gigi. Głos w głowie ma cholerną rację. Wystarczy, że ta Bóg wie jaka kobieta, zabierze mi Justina. Czuję dotyk jego rąk na moich ramionach. Wyrywa mnie z myślenia, dołując mnie jeszcze bardziej.
- Będzie dobrze, ona nie jest taka zła. - mówi i cmoka mnie w czoło.
Wstaje i po prostu przytulam go z całej siły. Wiem, że on też się boi. Po pierwsze jestem dziewczyną, która lubi dziewczyny, a teraz mam poznać jego dziewczynę. Nie zamierzam się w niej zakochiwać. Z resztą nikogo nie pokochasz jak Gigi. Nie ważne, chce aby mój przyjaciel był najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Wtulam się w niego, ale po chwili odsuwam się. Muszę wziąć się w garść.
- Pójdę się ogarnąć i wykąpać.
Widzę na ustach mojego współlokatora zadowolenie i odwzajemniam jego uśmiech.
- Spokojnie. - mówię wycofując się z kuchni - Ty będziesz gwiazdą tego wieczoru.
***
Po dwóch godzinach, wykąpana, stoję przed lustrem w łazience. Nie jestem fanką dłuższych kąpieli, ale to był jedyny sposób aby choć trochę się rozluźnić przed tym co mnie czeka. Wychodzę z łazienki jak gdyby nigdy nic. Kieruję się do swojego pokoju, gdy nagle moim oczom ukazuje się obca mi osoba. Ubrana jest w fioletową, letnią sukienkę, nie dłuższa niż za kolanko. Moje spojrzenie idąc ku górze napotyka idealne wcięcie w talii, a następnie kształtne piersi, które są lekko widoczne przez brak biustonosza i delikatny dekolt. W rękach, trzyma zwykłą kopertówkę a na dłoniach widnieją różne, kolorowe bransoletki z muliny, jak sądzę, wykonane własnoręcznie. Jej kręcone włosy opadają jej na ramiona. Swój wzrok zatrzymałam na naszyjniku z literką ''J''. Jasmine? Jane? Jenny? To od Justina. Wzdycham ciężko i unoszę głowę wyżej, mając przed sobą prawdziwy ideał kobiety. Jej oczy wpatrują się we mnie. Jej brązowe jak kora najpiękniejszego drzewa, tęczówki patrzą wprost w moje. Wytrzymuje to. Toczę walki na spojrzenia z zupełnie obcą mi osobą. Ona, jej oczy.. wyglądają jak.. Przełykam ślinę. Jedyną osobą, która kiedykolwiek tak na mnie patrzyła była ona - zawsze gotowa na mnie i na udowodnienie mojej miłości do niej. Dziewczyna wyciąga do mnie rękę.
- Hej, ty pewnie jesteś Hailey tak? Jestem Phoebe, Phoebe Tonkin. Justin mi dużo o Tobie opowiadał.
- Tak to ja, Hailey Baldwin - ściskam jej rękę i odwzajemniam uśmiech, który nie schodzi jej z twarzy.
Jej spojrzenie robi się palące, powiedziałabym erotyczne. Czuję jak ogląda każdy centymetr mojego ciała. Nie powiem, robi się trochę krępująco. Nagle, spojrzenie Phoebe zeszło niżej, a jej policzki, nie pokryte żadną ilością pudru - zarumieniły się. Dziewczyna szybko podnosi wzrok i jest dziwnie zainteresowana zdjęciem Justina na ścianie. Zerkam w dół i otwieram szeroko oczy. Kurwa mać. Czy ja zawsze muszę być taką kretynką? Właśnie teraz zorientowałam się, że przez jakieś 10 minut stałam przed nową dziewczyną swojego chłopaka, przyjaciela zupełnie naga.
CZWARTY ROZDZIAŁ #WORSHIPff
Zmotywowana krytyką napisałam czwarty rozdział, z którego jestem naprawdę zadowolona. Jak zauważyliście, nie jestem fanką opisów oraz długich, często monotonnych rozdziałów. Moje fanfiction rządzi się swoimi prawami i mam nadzieję, że to czyni je wyjątkowym.
DZIĘKUJE ZA PONAD 10,000 WYŚWIETLEŃ!
Koniecznie skomentujcie.
( Jeżeli korzystasz z komputera, wszystkie komentarze dodasz i zobaczysz klikając na górze.)
PS. Tweetujcie z hasztagiem #WORSHIPff.
@BizzleHeros